PARTNER PROJEKTU:

kultura? Ani prawicowa, ani lewicowa. Ani wysoka, ani masowa. Po prostu – ciekawa.

DZISIAJ:

thumbnail Subiektywnie

OKIEM BERESIA: Drżąc przed wielką wojną

Witold Bereś
Subiektywnie Witold Bereś

Gdzie zacznie się Trzecia Wojna Światowa? Wielu wróży Tajwan. Inni – pogranicze pakistańsko-indyjskie. Czasami widzi się atak Moskwy na któreś z państw NATO. Ale książka Konstantego Geberta Pokój z widokiem na wojnę. Historia Izraela, przypomina, że nieodmiennie zaczynem wielkiego konfliktu może być Bliski Wschód.

„O wojnę powszechną za wolność ludów, prosimy Cię, Panie” – piał ekstatycznie w Księgach pielgrzymstwa i narodu polskiego Mickiewicz prawie 200 lat temu.
A dzisiaj? Spójrzcie, z jaką łatwością wszyscy mówią o wojnie.
Trump de facto zaproponował Putinowi, aby Rosja zaatakowała państwa-członków NATO, które nie płacą sojuszniczych składek. Sam Putin – ni stąd, ni zowąd – zapowiedział, że nie zaatakuje Polski, chyba że… (Porównań do deklaracji Hitlera w 1939 nawet nie ma co snuć). O czym tu prawić, skoro właśnie minęła druga rocznica wybuchu wojny za naszą wschodnią granicą, a świat godzi się z tym coraz łatwiej, coraz bardziej znużony, a nawet zirytowany.
Wszyscy patrzą z przerażeniem na Daleki Wschód, gdzie od dziesiątków lat Chińska Republika Ludowa ostrzy zęby na Tajwan, a Republika Korei robi wszystko, aby uniknąć ataku Korei Północnej.
A ja właśnie przeczytałem książkę – wspaniałą, napisaną z zębem, uczciwą – od której naprawdę włos się jeży na głowie, gdy myśleć o szansach na światowy pokój.
To Pokój z widokiem na wojnę. Historia Izraela Konstantego Geberta (Agora, Warszawa 2023, objętość – monstrualna – ponad 800 stron).
*
To opowieść o tworzeniu się państwa Izrael od idei Herzla do przekrętów Netanjahu, ukończona kilka miesięcy przed uderzeniem Hamasu. Podkreślam „opowieść”, bo to tekst snuty barwnie, anegdotycznie, a czasem wzruszająco. Oderwać się odeń trudno. Nie ma tu tylko dobrych Żydów i złych Arabów, przeciwnie – wszyscy są tacy, jakich znamy ludzi współczesnej cywilizacji: zagonieni, czasami nieuczciwi, zwykle – ogłupiali.
Książka ma irytującą wadę, to fatalna praca redakcyjna wydawcy. Czasem autor zapętla się, myli porządki historyczno-narracyjne.
Nie będę jednak ukrywał: Gebert jest przeze mnie jednym z najwyżej cenionych polskich współczesnych myślicieli mediów. Ktoś zarzucił mu, że ulega „upiorom szlachetnej lewicowości”. Jeśli uczciwość w poszukiwaniu argumentów drugiej strony miałaby być upiorem, to marzę o takim współczesnym dziennikarstwie.

*

„O wojnę powszechną za wolność ludów, prosimy Cię, Panie” – piał ekstatycznie w Księgach pielgrzymstwa i narodu polskiego Mickiewicz prawie 200 lat temu.

A dzisiaj? Spójrzcie, z jaką łatwością wszyscy mówią o wojnie.

Trump de facto zaproponował Putinowi, aby Rosja zaatakowała państwa-członków NATO, które nie płacą sojuszniczych składek. Sam Putin – ni stąd, ni zowąd – zapowiedział, że nie zaatakuje Polski, chyba że… (Porównań do deklaracji Hitlera w 1939 nawet nie ma co snuć). O czym tu prawić, skoro właśnie minęła druga rocznica wybuchu wojny za naszą wschodnią granicą, a świat godzi się z tym coraz łatwiej, coraz bardziej znużony, a nawet zirytowany.

Wszyscy patrzą z przerażeniem na Daleki Wschód, gdzie od dziesiątków lat Chińska Republika Ludowa ostrzy zęby na Tajwan, a Republika Korei robi wszystko, aby uniknąć ataku Korei Północnej.

A ja właśnie przeczytałem książkę – wspaniałą, napisaną z zębem, uczciwą – od której naprawdę włos się jeży na głowie, gdy myśleć o szansach na światowy pokój.

To Pokój z widokiem na wojnę. Historia Izraela Konstantego Geberta (Agora, Warszawa 2023, objętość – monstrualna – ponad 800 stron).

*

To opowieść o tworzeniu się państwa Izrael od idei Herzla do przekrętów Netanjahu, ukończona kilka miesięcy przed uderzeniem Hamasu. Podkreślam „opowieść”, bo to tekst snuty barwnie, anegdotycznie, a czasem wzruszająco. Oderwać się odeń trudno. Nie ma tu tylko dobrych Żydów i złych Arabów, przeciwnie – wszyscy są tacy, jakich znamy ludzi współczesnej cywilizacji: zagonieni, czasami nieuczciwi, zwykle – ogłupiali.

Książka ma irytującą wadę, to fatalna praca redakcyjna wydawcy. Czasem autor zapętla się, myli porządki historyczno-narracyjne.

Nie będę jednak ukrywał: Gebert jest przeze mnie jednym z najwyżej cenionych polskich współczesnych myślicieli mediów. Ktoś zarzucił mu, że ulega „upiorom szlachetnej lewicowości”. Jeśli uczciwość w poszukiwaniu argumentów drugiej strony miałaby być upiorem, to marzę o takim współczesnym dziennikarstwie.

*

Stronniczość autora czasami jest dostrzegalna, choć to raczej subiektywizm. A i on sam przyznaje się do niej i racjonalnie przedstawia argumenty. Oto na przykład polemika z żądaniem palestyńskiego prawa do powrotu.

„(…) Izrael ustąpić nie może. Tu nie ma różnic między lewicą a prawicą, religijnymi a świeckimi, syjonistami a postsyjonistami. A zarazem jest przecież świadomość, że ze wszystkich palestyńskich żądań to jedno jest w pełni uzasadnione. (…) Przetrwanie jednego narodu zostało okupione wielką krzywdą drugiego. Stało się, i cieszę się, że się stało – bo bez tego Izraela by nie było. Podobnie cieszę się, że Niemcy zostali wypędzeni z ziem zachodnich – bo bez tego po wojnie nie byłoby Polski. To ciężkie słowa, absolutnie nie do przyjęcia dla straszliwie skrzywdzonych uchodźców i ich potomków, ale byłoby skrajną hipokryzją, gdybym udawał, że jest inaczej. A skoro cieszę się, że się stało, to nie mogę uchylić się od odpowiedzialności za to, jak – zwłaszcza że w ówczesnych realiach nie mogło stać się inaczej. Wiem, że niepodległa Palestyna na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy, bez prawa do powrotu, to tylko cień półwiekowych marzeń. Ale innej Palestyny być nie może, bo oznaczałoby to, że Izraela nie będzie. (…) Przecież dla zaspokojenia słusznych praw narodu palestyńskiego Izrael nie popełni narodowego samobójstwa”.

*

Gebert pisząc o Izraelu i jego konflikcie, wygłasza kilka tez ogólnych, które warto wziąć pod uwagę, gdy się analizuje scenę międzynarodową.

Bez przelewu krwi nie da się założyć państwa, choćby nie wiem, jak szlachetne były tego pobudki.

Nie ma konfliktu, w którym po jednej stronie walczą sami święci.

Choć nie da się w czasie wojny przeprowadzić linii między dobrem a złem, to jednak jest zło większe i wielkie (a czasami dogania je owo zło mniejsze).

Konflikt, który nie gaśnie, pogarsza sytuację.

A przede wszystkim – to przepowiednia upadku nadziei na pokój. I nadchodzącej coraz szybszymi krokami globalnej awantury.

Taka tu przypowieść: na kilkanaście dni przed atakiem Hamasu rozmawiałem z sympatykami Izraela, którzy bywają tam często. Mając ogromną sympatię do Palestyńczyków i jeszcze większą niechęć do Natanjahu, zgodnie twierdzili, że w materii bezpieczeństwa Izrael nie zna podziałów, jest potęgą i nic mu się złego zdarzyć nie może.

Okazało się jednak, że wewnętrzne swary skończyły się takim osłabieniem państwa, że – jeśli przegra – zniknie z mapy świata.

Nieźle by było, gdyby ktoś nad Wisłą zaczął myśleć o groźnych podobieństwach.